Sama w ciemności siedzę,
Szczęśliwa, już nic nie widzę.
Uwolniona od bełkotu i ludzi,
Już się nie zbudzę, nie chcę się budzić.
Wszystkie smutki odeszły,
Cichy chichot śmieszny,
Opuścił me uszy wreszcie.
Już nic nie ma i nie będzie,
Oprócz ciemnego pomieszczenia,
W którym zostawiłam wszystkie swe marzenia.
Marzenia niespełnione,
Chwile poważne jak i szalone.
Wszystkich ludzi złych,
Złych, lecz także dobrych.
Wesłoych i ładodnych,
Nawet tych najbliższych,
To z ich ust wydobył się krzyk.
Krzyk na widok mój,
W ręce papieru zwój.
Zwój – list pożegnalny,
Krótki, dosłowny i marny.
Przy którym się nie starałam,
I bez łzy w oku pisałam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz